Ocean Lemoniady

Ideologia pierzei #2

Modernizm był utopią. Utopia jest nierealną wizją, która przyświeca realnej zmianie społecznej. Skąd załamanie modernistycznej utopii? Czy rzeczywiście stały za tym jej realne porażki? Czy też motorem była zmiana na płaszczyźnie ideologicznej? Nim rzucimy się w piekło współczesnej Polski, porozdzielajmy pieprz i wanilię statystyk. To, czy zamieszkiwano w podłych czynszówkach, w blokach, czy w mieszkaniach [...]

19 II 2017

Modernizm był utopią. Utopia jest nierealną wizją, która przyświeca realnej zmianie społecznej. Skąd załamanie modernistycznej utopii? Czy rzeczywiście stały za tym jej realne porażki? Czy też motorem była zmiana na płaszczyźnie ideologicznej?

Nim rzucimy się w piekło współczesnej Polski, porozdzielajmy pieprz i wanilię statystyk. To, czy zamieszkiwano w podłych czynszówkach, w blokach, czy w mieszkaniach własnościowych bądź szeregówkach, warunkowane było przez szereg czynników – nie tylko politykę mieszkaniową, ale i ogólną politykę socjalną oraz walkę o godne płace. Stąd w Wielkiej Brytanii w II połowie lat 50. liczba mieszkań należących do właścicieli przerosła liczbę prywatnych czynszówek. Jednak równolegle stale rośnie liczba mieszkań komunalnych – wypierając prywatną spekulację mieszkaniami! Mamy więc w powojennym Zjednoczonym Królestwie dwa modele zaspokajania potrzeb mieszkaniowych: prywatny i publiczny.

W 1980 neokonserwatywny rząd Margaret Thatcher wprowadza program Right to Buy. Umożliwia on lokatorom komunalnym wykup wynajmowanego mieszkania ze zniżką 50%. Motywacja była w istocie czysto ideologiczna – apoteoza własności prywatnej. Jak lepiej dać ludziom złudzenie bycia kapitalistą, dając im po zniżce tytuł własności niby-kapitału: mieszkania?

W efekcie jednak co roku aż do dziś budowano coraz mniej mieszkań komunalnych (także tych z pośrednictwem specjalnych towarzystw budownictwa społecznego), rynek prywatnych czynszówek ok. 2010 roku przekroczył wielkość uspołecznionego zasobu mieszkań, a cenowa bańka mieszkaniowa nabrzmiała do niewidzianych przedtem rozmiarów.

Jak zaczął się kryzys mieszkaniowy? Projektowi modernistycznego osiedla przeciwstawiono ideologiczną sielankę niskopiennego przedmieścia dla drobnomieszczaństwa i drobnych kapitalistów.

Osiedla modernistyczne miały wady na wielu poziomach – urbanistycznym (ignorowanie archetypów przestrzennych typu ulica, plac), inżynieryjnym (strefowanie priorytetyzujące ruch samochodowy, które musiało doprowadzić do niedrożności systemu), architektonicznym (jakość prefabrykatów), społecznym (niedofinansowanie bieżących napraw, pozostawienie problemowych społeczności samym sobie). Każdą z tych wad łatwo można było naprawić pozostając na poziomie racjonalności, nie zaś uciekając się do ideologicznej utopii.

Podobnie ideologicznie motywowane rozwoje miały miejsce również w innych krajach Zachodu – a potem też Wschodu. Przykładowo w Wiedniu – od 1918 europejskiej stolicy budownictwa społecznego, gdzie do dziś ok. 25% lokali należy do gminy – w latach 1983-86 doszło do drastycznego spadku liczby budowanych mieszkań komunalnych (do połowy lat 80. oddawano rocznie prawie 3000 lokali – ok. 30%). Ostatni Gemeindebau oddano do użytku w 2004 roku – i dopiero wielki kryzys 2008 skłonił władze landu do zmiany stanowiska, zresztą poniewczasie bo w 2014.

Rolę budownictwa komunalnego miały przejąć towarzystwa budownictwa społecznego – funkcję tę spełniły lepiej niż w modelu brytyjskim, budując rocznie nieco ponad 2000 mieszkań. Problem w tym, że towarzystwa budownictwa musiały być zasadniczo samofinansujące się (przy nisko oprocentowanej pożyczce od gminy), stąd oferowane mieszkania były droższe. Przy wzroście mobilności siły roboczej i skutkującym przyroście liczby ludności Wiednia, musiało to poskutkować bańką cenową – i obniżającym się komfortem życia.

Co stało się w Polsce, wiemy mniej-więcej wszyscy. Po 1989 neoliberalizm wkroczył z hukiem w sferę ideologiczną. Zrujnowanie dóbr wspólnych zajęło mu więcej czasu. Kto wie, że w ostatnim pięcioleciu budowano co roku mniej mieszkań komunalnych (1,1% – 2015) niż rokrocznie w mrocznych latach 90. (5,1% – 1997)? Kto pamięta, że jeszcze w latach 90. powstało po niemal 30 000 mieszkań spółdzielczych rocznie (ok. 1/3 – 1997)? Towarzystwa budownictwa społecznego – źle finansowane, źle zaprojektowane prawnie i źle zarządzane – budowały rocznie maksymalnie po 7 000 mieszkań (ok. 6,7% – 2004) rocznie (w skali kraju! – 2004, za: GUS), ale upadły pod naporem kapitału, który zaczął napływać po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Klęska była szczególnie widoczna w dużych miastach.

Na pytanie – w czyich rękach akumulował się kapitał, odpowiedzieliśmy sobie przy innej okazji. To klasy obejmujące maksymalnie 5% dorosłego społeczeństwa Polski, zarabiające powyżej 150% średniego wynagrodzenia. Zapanowało królestwo kredytu hipotecznego i programów wspierania bankowości o mile konserwatywnemu uchu brzmiących nazwach w guście Rodziny na swoim – aż do kryzysu roku 2008.

Jak najbardziej świadoma siebie i najbardziej część nowej klasy – ochrzcijmy ją za ciekawymi, ale dyskusyjnie trafnymi analizami socjologicznymi nowymi mieszczanami – widzą ład przestrzenny? Być może najbardziej symptomatyczny będzie rzut oka na Forum Polskich Wieżowców Skyscrapercity.com, dużą platformę dyskusyjną, poświęconą inwestycjom budowlanym i transportowym w miastach. Uporządkowana zabudowa miejska sprowadzana jest do kwestii konsekwentnego poprowadzenia pierzei – ciągłej linii kamienicznych fasad w ramach kolejnych kwartałów.

Zieleń przestaje być wartością – jeżeli nie jest zorganizowana w kapitałochłonny sposób (klomby, rabaty, bulwarowe gatunki drzew, np. platany), a osoby przebywające na tego typu terenach zielonych nie są nowymi mieszczanami, skwery takie zostają opatrzone pogardliwymi epitetami sralników czy żuloskwerków.

Spójrzmy do źródeł:

P: a co jest planowane/jakie sa perspektywy dla terenu ‚ponizej’ Teatru Szekspirowskiego (…) / Zabudowa kamieniczna?

O: Niestety na razie nic, ponieważ to są „planty” wzdłuż murów Głównego Miasta. Choć przed wojną były zabudowane kamienicami, to obecnie nadal przeważa koncepcja konserwatorska „zielonej otuliny” wzdłuż wewnętrznych średniowiecznych murów. (…) Postulujemy mianowicie wprowadzenie ciągłych pierzei zabudowy przynajmniej wzdłuż ulic przecinających prostopadle Podwale (Zbytki, Słodowników, Kotwiczników), w miarę możliwości pierzeję po południowej stronie Podwala (uwolnione miejsce dzięki likwidacji jednej nitki jezdni) oraz zabudowę przynajmniej parkowo-pawilonową po północnej stronie, oprócz oczywiście miejsc gdzie przebiegają pierzeje ulic krzyżujących się. –http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=134909037#post134909037

Pierzeja staje się słowem-kluczem ideologii, które służy do waloryzacji budynków i inwestycji:

Przecież urbanistycznie Solpol jest udany, bo trzyma pierzeję. Na wysokość też się prawie nie wybija. Tylko architektonicznie odstaje http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=121760898#post121760898

Co to za nowa świecka tradycja z odejmowaniem punktów za brak sąsiadów? Jest miejsce na pierzeję przecież. Czy to wina budynku, że zaczyna gospodarować przestrzeń danego kwartału? Jeśli już to powinno się dodawać za to punkty. –http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=110227646#post110227646

Akurat ten budynek leży w Starym Miescie [Dom Turysty przy ul. Westerplatte w Krakowie] – rozbija pierzeję kamienic wokół Plant –http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=90376385#post90376385

Najbardziej naocznie widoczny element planowania przednowoczesnego zostaje sfetyszyzowany – pierzeja kamieniczna z lokalami usługowymi jako moneta mieszczańskiego lęku przed nowoczesnością:

Odbudowywujemy Senatorską 2/4 ( http://www.warszawa1939.pl/index_arc…atorska_2&r3=0 ) i Miodową 4 ( http://www.warszawa1939.pl/index_arc…miodowa_4&r3=0 ) i odzyskujemy całą pierzeję Senatorskiej i Miodowej. Można bardzo dobrze zaadaptować te budynki na potrzeby usług. –http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=108119386#post108119386

W planach miejscowych powinno się (co w większości planów jest) określać ogólne zasady takie jak przeznaczenie terenu, wysokość zabudowy, kąty nachylenia dachów, i linia zabudowy. Najczęściej jest to linia zabudowy nieprzekraczalna, gdzie budynek w sumie może być usytuowany w dowolnym miejscu na działce byle by nie przekraczał linii zabudowy. Myslę, że powinno się więcej zwracać uwagi na linie zabudowy obowiązującą – tak aby budynki tworzyli pierzeję w jednej linii.
W planowaniu przestrzennym w danym, konkretnym terenie powinno się zwracać uwagę na niektóre szczegóły takie jak: określenie jednolitego kolorystycznie i materiałowo pokrycia dachowego (czasem można takie zapisy spotkać w strefie ochrony konserwatorskiej), powinno się w planach określać precyzyjnie materiał ogrodzeń od strony dróg publicznych tak aby na jednej ulicy było spójne estetyczne ogrodzenie, zastanawiam się również nad określeniem kolorystyki samych budynków – ale to byłoby ciężkie do wyegzekwowania bo samo malowanie elewacji nie wymaga żadnego zgłoszenia do starostwa.
Można też zastanowić się nad zakazem niektórych elementów architektonicznych jak wież czy kolumnowych portyków, portali, ganków itp.
http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=100895876#post100895876

Krucjata metropolitalnego drobnomieszczaństwa przeciwko chaosowi przestrzennemu nie jest zainteresowana etyką planowania, skupia się na narzucaniu jednej estetyki i wypieraniu innej, przestarzałej. Tak się składa, że przestarzała estetyka to estetyka drobnomieszczaństwa lat 90., korzenie nowego mieszczaństwa. Jednym z aspektów ogólnie słusznej walki o ład przestrzenny jest wyparcie wstydliwych dowodów na akumulację pierwotną. Kluczowe pytanie – dla kogo usługi i w ogóle dla kogo miasto – nie pada, odpowiedzi są nieświadomą ideologiczną oczywistością.

P: Czyli osiedla zamknięte nie są be jak zamykają pierzeją np kwartał?

O: Tak, nie są, jesli osiedle tworzy spójny w znacznej mierze zamknięty kwartał to jest ok. / Problemem są osiedla które odcinają przestrzeń ewidentnie dostepną płotami. / Czyli niedobrym rozwiązaniem, jest nop. pare bloczków na trawniku otoczonych płotem albo kilka kwartałów z wewnetrznymi ulicami otoczone płotem i bramkami wjazdowymi. –http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=100483637#post100483637

Prorocy Nowego Urbanizmu mówią o mieście, które będzie dopasowane do potrzeb jego najsłabszych użytkowników – i mają tu na myśli przede wszystkim uczestników ruchu: pieszych, rowerzystów, użytkowników komunikacji miejskiej. Sprowadzając projekt modernistyczny do dominacji silniejszego nad słabszym, mechanizacji nad czynnikiem ludzkim, proponują układ urbanistyczny oparty na tradycyjnych archetypach miasta. Nie można by postawić zarzutu, że kwestia zasadniczej funkcji miasta i domu – zamieszkania i dostępu do mieszkania – jest przez nich ignorowana. Jan Gehl wszak mówi o konieczności wyasygnowania w nowym budownictwie pewnej części mieszkań na cele socjalne.

Rzecz w tym jednak, że Jan Gehl, Filip Springer i nowi mieszczanie ze Skyscrapercity nie funkcjonują w bezkontekstowej próżni. W warunkach polskich nie wszystkich adwokatów urbanizmu, miejskości i racjonalnej urbanistyki można posądzić o społeczną wrażliwość. Tym łatwiej ideologia pierzei może zostać zsubsumowana przez kapitał.

„Superścieżka” w Krakowie – droga dla rowerów, mała architektura i nieco zieleni firmowane przez Jana Gehla. Czym jest w istocie? Koncesją dewelopera w zamian za zabudowę skweru w centrum miasta, w obszarze nieobjętym planem zagospodarowania i o problematycznej strukturze przestrzennej.

Nowy urbanizm w praktyce polskiej coraz częściej oznacza estetykę: parki kulturowe, cywilizowanie reklam w przestrzeni, ujednolicanie nawierzchni chodników. Żeby nie było wstydu przed Zachodem. Jedyne kwestie społeczne, które takiej polityce urbanistycznej jako-tako udaje się zaadresować, to transport zbiorowy i rowerowy. W rzeczywistości spekulacyjnego rynku najmu, w rzeczywistości złodziejskiej reprywatyzacji – brutalnej akumulacji pierwotnej, nowe pokolenie aktywistów radykalniejszej zmiany, w praktyce realizującej abstrakcyjny postulat prawa do mieszkania, nie jest sobie w stanie wyobrazić.

Tymczasem wykazaliśmy niezbicie, że istnieje związek pomiędzy aktywną polityką mieszkaniową państwa i taniością mieszkań – i odwrotnie: pozostawienie mieszkalnictwa chaosowi rynku spowoduje przeludnienie i nieracjonalną gospodarkę lokalową. Wiemy też, że taniość mieszkań warunkuje jakość życia miejskiego.

Stąd zamiast z linijką tyczyć w chmurach nowe pierzeje, częściej bierzmy lekcje na blokowiskach. Korzenie naszych problemów są bowiem etyczne, a nie estetyczne.

... 0 komentarzy