Ocean Lemoniady

Komu to przeszkadzało? Historia idei nazw ulic i nowoczesna polityka pamięci #2

Modelem miasta jest Paryż. Niejaki Guillot de Paris w XIII wieku tak uwielbiał przechadzać się jego ulicami, że musiał napisać Słowo o ulicach Paryża, poemat poświęcony w wielkiej mierze nazewnictwu. Cóż, miasto prawie 300-tysięczne musiało mieć kulturę miejską. Nazwy ulic Paryża tuż przed nadejściem oświecenia utrwala plan Turgota – szczegółowe przedstawienie miasta w rzucie izometrycznym, [...]

29 VIII 2016

Modelem miasta jest Paryż. Niejaki Guillot de Paris w XIII wieku tak uwielbiał przechadzać się jego ulicami, że musiał napisać Słowo o ulicach Paryża, poemat poświęcony w wielkiej mierze nazewnictwu. Cóż, miasto prawie 300-tysięczne musiało mieć kulturę miejską. Nazwy ulic Paryża tuż przed nadejściem oświecenia utrwala plan Turgota – szczegółowe przedstawienie miasta w rzucie izometrycznym, prekursor Google Earth sprzed pierwszego lotu balonem.

Jeżeli spojrzymy na najstarszą, średniowieczną część miasta, to ulice noszące imiona postaci historycznych, owszem, zdarzają się. Ale jakie były to postaci? Rue Renaut-le-Fèvre: ulica imienia rzemieślnika, który gdzieś w XIII wieku prowadził tu zakład, co skwapliwie odnotował wspomniany Guillot de Paris…

Użycie nazewnictwa ulic do upamiętniania postaci było dopiero wynalazkiem absolutystycznej biurokracji. Ponoć to książę Maksymilian de Sully, między innymi królewski nadzorca do spraw dróg, zaproponował, by nazywać nowowytyczane arterie. Zaczęło się dość niewinnie: w 1605 uregulowano plac Wogezów, chrzcząc go jednocześnie placem Królewskim. Nota bene regulacją tą zachwycał się Corbusier, przeciwstawiając jej racjonalność pstremu chaosowi burżuazyjnego miasta. Regulacja wyspy św. Ludwika w 1614 przyniosła nazewnictwo wybrzeż: quais d’Anjou – Wybrzeże Andegaweńskie, quais de Bourbon – Wybrzeże Burbońskie, quais du Dauphin – wybrzeże Delfina.

W czasach Ludwika XIV praktyka się upowszechniła – powstały rue Madame, czyli ulica księżnej Marii Józefiny Sabaudzkiej, bratowej Ludwika XVI, rue de Richelieu, rue Colbert. Wciąż jednak nie są to takie ulice imienia, jakie znamy. Po pierwsze upamiętniano osoby istotne dla państwa i dworu, a nie historii narodu, po drugie zaś – trakty te przebiegały w pobliżu pałaców dostojników, od których brały imię.

Rozwój manufaktury przyniósł jednak rozwój miasta (w 1634 Paryż osiąga liczbę ok. 420 000 mieszkańców), zaś rozwój miasta wymagał biurokracji i racjonalizacji. Nazwy ulic zaczęto kodyfikować, w 1728 wynaleziono tabliczki z nazwami, a nazwy obsceniczne i wulgarne rugowano. Niepowetowana strata dla tradycji, zwycięstwo rozumu. Wolter chciał likwidacji wyrażenia cul-de-sac.

Merkantylizm, porządkowanie opodatkowania i poboru do armii obywatelskiej też nie były bez przyczyny. Poczta staje się coraz ważniejszym środkiem do robienia interesów, choć na jej uporządkowanie trzeba czekać do rewolucji. Mogła to być okazja, by rosnące mieszczaństwo zauważyło potencjalnie ideotwórczą rolę adresu. Natomiast z całą pewnością to z myślą o poborze rekrutów w 1768 roku zarządzono numerację domów we francuskich miastach: a żeby nadać numer, trzeba mieć też nazwę ulicy!

W Paryżu zadanie to przerosło jeszcze państwo. Powziął je Martin Kreenfeldt de Storcks, redaktor Almanachu paryskiego. Po nocach obchodził paryskie ulice, malując nad portalami numery domów – wpierw oznaczał lewą stronę ulicy od jej początku do końca, a następnie z powrotem prawą. Policja nie reagowała na tak drobny wandalizm, choć paryżanie nie byli zachwyceni. Tak czy inaczej dopiero rewolucyjne państwo francuskie było w stanie przejąć tę robotę od Kreenfeldta.

Oświeceniowy uniwersalizm i nacjonalistyczny partykularyzm są jednak awersem i rewersem jednej monety. Historyk Daniel Milo twierdzi, że nowoczesne nazewnictwo ulic zaczęło się w 1779 (!) wraz z budową Odeonu – teatru narodowego – i chrztami ulic w sąsiadujących kwartałach. Otaczały go ulice Rasyna, Woltera oraz dramaturgów Crébillona i Regnarda. Po raz pierwszy były to postacie należące do repertuaru historii narodowej. Nie byli to już monarchowie, lecz aktorzy (nomen omen, bo związani z teatrem – teatr i nacjonalistyczna ideologia burżuazji: istotny wątek) dziejów pewnej wspólnoty wyobrażonej. Zdaniem jej urbanistów, wspólnota ta powinna dzielić jedną tradycję kulturową. Ukształtowaną przez patronów ulic.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *