By ludzie mogli sobie wywalczyć prawo do godnego życia, ulice muszą zakipieć i zawrzeć. Paryż tej wiosny zawrzał. Ale czy zagotować się może na ulicach krakowskiej Olszy, Grzegórzek, Wieczystej, Podwawelskiego? Choć dosyć nieźle sycą podstawowe potrzeby, są niedogotowane.
Wróćmy od przypraw do praw. Ze wszystkich praw człowieka dziś na zachodzie najbardziej gwałcone przez spekulację jest prawo do mieszkania. Pod hasłem dogęszczania miejskiej tkanki namnażają się nieplanowo rakowate deweloperskie narośle, pożerając działka po działce układy dawnych przedmiejskich wsi – Prądników, Rakowic, Ludwinowa, Woli Duchackiej.
Miasto można jednak uleczyć. Zamiast dusić je blokami, które w rękach kapitału przestały odpowiadać na potrzeby ludzi, zróbmy z osiedli naprawdę interesujące miejsca do życia.
Ulica to nie ciąg kamienic przy kamienicy, bez oddechu i od linijki – pierzeja. To ścieżka, przy której stale coś żyje i przykuwa uwagę. Wytyczmy takie ścieżki w dzielnicach okalających stare śródmieście, tam gdzie ich jeszcze nie ma.
Zaprojektujmy typowy pawilon, dający miejsce dwu lokalom usługowym (tania odzież? fryzjer? piekarnia? Klubokawiarnia?) i dwu małym mieszkaniom. Odkupmy winy prefabrykatu dialektyką masowych zamówień publicznych i swobodnego aktywizmu. Niech czynsz będzie niski, subsydiowany przez gminę podobnie jak projekt pawilonu i jego seryjna produkcja. Powielmy go sto razy na Grzegórzkach, Olszy, Dąbiu, Zabłociu, Podwawelskim.
Niech w rok wyrośnie dwieście domów i zastąpi pstre budy handlarzy, realizując prawo do mieszkania dla setek.
Maj 2016, na drodze Dubrownik-Makarska, czytając Niewidzialne miasta Calvino.