Ocean Lemoniady

Wyniki wyborów do rad powiatów i gmin 2002-2018

Jak zmieniała się koniunktura polityczna w kolejnych polskich wyborach lokalnych? Zagregowane, zwizualizowane dane okazały się wyjątkowo trudne do odnalezienia. I, rzeczywiście, trudniej tu o spójny obraz, bo w wielu gminach i powiatach wygrywają komitety „bezpartyjne”. W istocie tego rodzaju bezpartyjni przeważnie już byli lub stawali się częścią określonego układu partyjnego: ale to już żmudna robota [...]

10 I 2021

Jak zmieniała się koniunktura polityczna w kolejnych polskich wyborach lokalnych? Zagregowane, zwizualizowane dane okazały się wyjątkowo trudne do odnalezienia. I, rzeczywiście, trudniej tu o spójny obraz, bo w wielu gminach i powiatach wygrywają komitety „bezpartyjne”. W istocie tego rodzaju bezpartyjni przeważnie już byli lub stawali się częścią określonego układu partyjnego: ale to już żmudna robota dla badaczy sieci społecznych. Póki co prosta wizualizacja największych komitetów w radach gmin i powiatów po wyborach samorządowych 2002-2018. Można na jej podstawie zapewne wysnuć dość dowolne wnioski, czy to o upartyjnieniu, czy o bezpartyjności samorządu, o inercji lub o roli struktur, o wzroście bądź stałości polaryzacji. Tym jednak nie będziemy się zajmować tu i teraz.

2002Wybory do rad powiatów i gmin z 2002
2006
Wybory do rad powiatów i gmin z 2006
2010
Wybory do rad powiatów i gmin z 2010
2014
Wybory do rad powiatów i gmin z 2014
2018
Wybory do rad powiatów i gmin z 2018

... 0 komentarzy

Czy tu się głowy ścina? Odzyskiwanie porwanego Wschodu

Prawie 35 lat temu na albumie nowofalowego zespołu Siekiera znalazł się utwór pod tytułem Ludzie Wschodu. Zapewne pod adresem tytułowych mieszkańców pada w nim szereg przynajmniej pozornie absurdalnych pytań: „Czy tu się głowy ścina? Czy zjedli tu murzyna? Czy leży tu Madonna? Czy jest tu jazda konna?”. Co jednak gdy absurd ten ma coś wspólnego [...]

7 I 2021

Prawie 35 lat temu na albumie nowofalowego zespołu Siekiera znalazł się utwór pod tytułem Ludzie Wschodu. Zapewne pod adresem tytułowych mieszkańców pada w nim szereg przynajmniej pozornie absurdalnych pytań: „Czy tu się głowy ścina? Czy zjedli tu murzyna? Czy leży tu Madonna? Czy jest tu jazda konna?”. Co jednak gdy absurd ten ma coś wspólnego z obiegowymi wyobrażeniami na temat Wschodu?

Po ponad 25 latach ukazuje się po polsku imagologiczna praca Larry’ego Wolffa Wynalezienie Europy Wschodniej: Mapy cywilizacji w dobie Oświecenia w przekładzie Tomasza Bieronia1. Kolejne rozdziały książki odsłaniają, jak przebiegało wynajdowanie tego obszaru zachodnioeuropejskiej mentalnej mapy świata. Zaczynało się więc od wejścia, po to by wziąć go w posiadanie, zaś wyobrażanie poprzedzało szczegółowe (lecz równie imaginarne) mapowanie. Na bezpieczny dystans odbywało się adresowanie Wschodu przez intelektualistów takich jak Wolter czy Rousseau. Po tym wreszcie można było zaludniać Europę Wschodnią, odwołując się wpierw do starożytnej kategorii barbarzyńcy, potem do nowego pojęcia cywilizacji, ustanawiającego oświeconą antropologię, aby wreszcie wykorzystać jej dialektyczny rewers – rasę.

Całość opatrzona została wstępem wieloletniego dyrektora krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury, prof. Jacka Purchli. Jako że działalność centrum, nieoceniona zresztą, ogniskowała się wokół pojęcia Europy Środkowej, nie dziwi, że swoje wprowadzenie Purchla rozpoczyna od Milana Kundery. Powołuje się w tym na złożoność sytuacji „Europy Środkowej” – „porwanego Zachodu”, który z perspektywy zachodniej pozostawał jednak tylko Wschodem (s. 7). W takim rozumowaniu, jak zauważyła Maria Todorova (skądinąd uniwersytecka profesorka Wolffa) nie jest nieobecny podtekst rasistowski, skierowany wobec Wschodu, a więc przede wszystkim, koniec końców, Rosji2. Przy całym zrozumieniu dla intelektualnej roli Kundery w latach 90. XX wieku, może to być problematyczny patron dla rozważań dekonstruujących stereotypy o Europie Wschodniej.

Szczęśliwie, zaraz potem pojawiają się polscy historycy gospodarczy: Wiktor Kula, Marian Małowist i Jerzy Topolski (s. 8). Niestety, tylko na mgnienie oka, bo Wolffa Purchla chwali za to, że w poszukiwaniach genezy pojęcia Europy Wschodniej cofa się aż do wieku XVIII. Tymczasem zasługa Kuli czy Małowista polega na tym3, że pozwalają oni symbolicznej rzeczywistości dyskursu przyporządkować rzeczywistość materialną. Upośledzenie Wschodu daje się dzięki nim tłumaczyć w kategoriach długiego trwania ekonomicznego rozwoju społeczeństwa – odnieść do tendencji wczesnego kapitalistycznego systemu-świata, dostrzegalnych grubo przed wiekiem XVIII4.

Badanie konstruktów dyskursywnych to ważna i odpowiedzialna misja, ale dekonstrukcja może nie wykroczyć poza kapitalistyczne realne. Larry’ego Wolffa krytyka Immanuela Wallersteina zasadza się na zarzucie nietrafności uznania całej Europy Wschodniej za peryferia Zachodu począwszy od XVI wieku. Wallerstein miałby być świadom tego, że nie cały Wschód był w owym czasie włączony w kapitalistyczny system-świat, ale mimo to popełniać błąd anachronistycznego przeniesienia konstruktów XVIII-wiecznych wstecz (s. 34). Ale jeszcze wcześniej, na przełomie XIII-XIV wieku żadna część Europy Wschodniej nie wchodziła w skład żadnego z ówczesnych systemów-światów5. Nie jest tajemnicą, że uogólnienia Immanuela Wallersteina o ekonomicznym długim trwaniu nie cechują się zbytną precyzją, ale nie musi stanowić to jeszcze powodu do dyskursywnego redukcjonizmu.

Wolff odkrywa, że to XVIII wiek był czasem, w którym przeciwieństwo cywilizowanego Południa i barbarzyńskiej Północy zastąpiono osią Zachód-Wschód, bowiem wynajdowaniu europejskiego Orientu towarzyszyła i konstrukcja Okcydentu6. Trudno jednak powiedzieć, czy poczynione we wstępie spostrzeżenie Jacka Purchli o tym, że w zmianie tej „Wolff upatruje przyczyny anihilacji środkowoeuropejskiej tożsamości” (s. 9), znajduje pokrycie w wywodzie autora Wynalezienia Europy Wschodniej. Oczywiście, można uważać, że przytaczana przez Wolffa opinia Woltera o odpowiedniości ustroju despotycznego dla Rosji jest wyjątkowo dalekowzroczna i podzielać zdanie Adam Smitha o (odwiecznej?) przynależności Polski do europejskiego obszaru gospodarczego (s. 11). Wydaje się jednak, że, w duchu projektu Larry’ego Wolffa i czasów powstania jego książki, imagologiczną analizę dyskursu należałoby przerwać w momencie dekonstrukcji i wykazania nieskończonej złożoności przedmiotów, które nie dają się dyskursywnie uchwycić bez manipulacji.

Obiektem zainteresowania nie są bowiem ani odwieczne idee, ani materialne stosunki władzy. W projekcie, któremu ostatecznie patronują Michel Foucault i Edward W. Saïd, uwaga skupia się na działaniach intelektualnych, zapoczątkowanych przez XVIII-wiecznych podróżników na Wschód Europy. Wolff dowodzi, że ten ostatni został przez nich ustanowiony z jednej strony przez kojarzenie ze sobą krajów Europy Wschodniej i łączenie ich w spójną całość, a z drugiej strony przez porównywanie z krajami Europy Zachodniej i ustanawianie podziału kontynentu według kryterium rozwojowego (s. 30). Podział ten nastręczał zresztą wielu trudności, co skłaniało podróżnych do posługiwania się paradoksami w swoich relacjach. Przykładowo, hrabia Ségur, przekraczając granicę Prus i Polski, zauważał, że „całkiem opuścił Europę”. Nie przeszkadzało mu to niedługo później stwierdzić, że znalazł się w „Oriencie Europy” (s. 30). I chyba nieprzypadkowo z tego rodzaju paradoksem jednoczesnego włączenia i wykluczenia (s. 32) Zachód zmierzył się także w przypadku Bałkanów7.

Owo wyobrażone kryterium rozwojowe skonstruowane było jednak z rzeczywistych składników materialnych, o czym, czytając Wolffa, można czasem zapomnieć. „Wjeżdżanie i posiadanie [regionu] były aspektami doświadczenia podróżnika w Europie Wschodniej, jako kalibratora granic i przejść, jako świadka bicia i ciemiężenia poddanych” (s. 568). Lecz bicie i ciemiężenie stanowiło rzeczywiste doświadczenie, o czym świadczą stare i nowe próby mierzenia się z ludową historią Polski8. Stanowiło też wynik rzeczywistych procesów ustanawiania kapitalistycznych stosunków ekonomicznych między zachodnim centrum i wschodnimi peryferiami, co doskonale opisali nie tylko Wallerstein9, ale też polscy historycy ekonomiczni, a czego świadomość miał już Karol Marks, charakteryzując wtórne poddaństwo w Mołdawii i na Wołoszczyźnie10.

Wolff zresztą pokazuje, że owo „branie Europy Wschodniej w posiadanie” miało nierzadko charakter zupełnie seksualny. Goszcząc na przełomie 1764 i 1765 roku u carycy Katarzyny Wielkiej w Petersburgu, Giacomo Casanova nie przepuścił okazji, by za sto rubli kupić w charakterze niewolnicy trzynastoletnią córkę chłopa pańszczyźnianego (s. 97-115). Również do takiego rodzaju eksperymentów dawał możliwości Wschód – i to nie od 1989 roku, kiedy ponownie stał się łupem dla inwestorów w biały żywy towar. Nawiasem mówiąc, książka nie daje odpowiedzi na to, czy to przypadek, że do samej etykiety „Wschód” wcześniej przekonał się sam markiz de Sade (s. 447-8) aniżeli philosophes Wolter bądź Rousseau, przywiązani jeszcze do klasycyzującej „Północy” (s. 326).

Tak czy owak, opisywane „posiadanie Europy Wschodniej” było jednak przeważnie intelektualne. Wolff dobitnie udowadnia, że dla intelektualistów z Zachodu Wschód był domeną fantazji. Obszerne cytaty z korespondencji Woltera i Katarzyny Wielkiej stanowią fascynujący przykład pomieszania intelektualnego flirtu i nonszalanckiej zabawy geopolitycznej, która później z salonu przeniosła się do piwiarni. Francuski myśliciel na cywilizacyjne zacofanie Europy Wschodniej proponował rozmaite równie fantazyjne remedia: bądź to sprowadzenie kolonii szwajcarskich zegarmistrzów do Astrachania, bądź to arbitralne aneksje poosmańskich krain. Casanova był bardziej skłonny do reformy kalendarza, Diderot radził przenosiny stolicy do Moskwy (s. 367). Wolff pokazuje, że tego rodzaju komunały wędrowały od myśliciela do myśliciela, stając się częścią wiedzy eksperckiej na temat Wschodu, gotowej do użycia bez nużących, długotrwałych studiów nad tym niecywilizowanym regionem.

W Wynalezieniu Europy Wschodniej widzimy, jak nasza część świata od czasów Oświecenia była poligonem doświadczalnym wątpliwych polityk rozwojowych. To w tym okresie ma swój początek praktyka liczenia lat czy wręcz stuleci rozwojowego zacofania regionu czy kraju – taki był wynik porównania średniowiecznej Francji i ówczesnej Polski przez markiza d’Argensona (s. 423). Wolff wyjątkowo trafnie zauważa paralelę między oświeceniowymi teoriami ekonomicznymi a działalnością zachodnich doradców i ekspertów w restauracji kapitalizmu w latach 90.: „Tak samo jak w naszych czasach, od 1989 roku, kiedy znajdującą się w katastrofalnym stanie gospodarkę polską wykorzystano do przetestowania efektywności kapitalizmu rynkowego, a zagraniczni profesorowie ekonomii przylatywali do Warszawy z wykładami i pouczeniami, dwa stulecia wcześniej prekapitalistyczni fizjokraci uchwycili się osiemnastowiecznego kryzysu Polski jako okazji do wyeksportowania swoich koncepcji ekonomicznych i poeksperymentowania z nimi” (s. 429).

Różnica względem lat 90. polegała na tym, że pod koniec XX wieku rady zostały istotnie wcielone w życie i stały się traumatycznym doświadczeniem przynajmniej jednego pokolenia. Zresztą, nie trzeba konkretnych wskazówek, wystarczy linearny model rozwoju ekonomicznego i przekonanie o skorelowanej z nim ekonomicznej hierarchii narodów – w której Europa Wschodnia zajmuje należne sobie peryferyjne miejsce. Myśl tę półgębkiem rzucił w swym Bogactwie narodów nie kto inny jak Adam Smith (s. 437-8).

Tego rodzaju cywilizacyjna hierarchia pokutuje do dziś, choć, rzecz jasna, nie wypada o niej mówić wprost. Hierarchicznym, wartościującym myśleniem obciążony jest zresztą nawet wspomniane na początku tych rozważań pojęcie Europy Środkowej. Każdy Środek z konieczności presuponuje swój Wschód. Tymczasem orientalizacja czy bałkanizacja krajów sąsiednich pozwala na przesunięcie własnej ojczyzny przynajmniej o szczebel wyżej w „hierarchii narodów” – jak pokazuje Wolff, znanej już od Oświecenia. W tym rację ma autor wstępu do Wynalezienia Europy Wschodniej, prof. Jacek Purchla: „marzenia Środkowoeuropejczyków pozostaną snem o cywilizacji Zachodu” (s. 9). Ryzyko może tkwić w obróceniu się ich w rusofobiczne koszmary lub sowietologiczne dyrdymały w stylu Zbigniewa Brzezińskiego, radzącego o odwiecznym bizantynizmie i tym podobnych niezmiennikach. Projekt dekonstrukcji stereotypów geograficzno-kulturowych powinien zapobiec właśnie temu.

W odniesieniu do polskiego wydania książki Larry’ego Wolffa, słowa uznania należą się tłumaczowi, Tomaszowi Bieroniowi. Oddanie nazwy etnicznej ‘Vlachs’ wyrazem „Włoszy” – zamiast utrwalonego „Wołosi” – jest jedyną usterką, na którą natrafiłem, czytając przekład (s. 504). Lektura była przyjemna, a wyczuwalna między wierszami oryginału gorzka ironia wobec orientalizmu zachodnich podróżników i myślicieli pozostała czytelna również po polsku.

Dlaczego warto przeczytać Wolffa? Czy po 25 latach dalej jest aktualny? Warto, jest. Klasycystyczny historyk cesarstwa rzymskiego Edward Gibbon pisał: „«Cztery tysiące sześćset słowiańskich wsi było porozrzucanych po prowincjach Rosji i Polski, a chaty Słowian pospiesznie budowano z nieheblowanego drewna w kraju, w którym brakowało kamienia i żelaza. Chatom tym, wzniesionym, a raczej ukrytym w głębi lasów, na brzegach rzek lub na skraju bagnisk, niezasłużenie byśmy pochlebili, gdybyśmy je porównali do architektury bobra, przypominały ją bowiem tylko istnieniem dwóch wyjść, na ląd i do wody, dla ucieczki dzikiego mieszkańca, zwierzęcia mniej higienicznego, mniej pracowitego i mniej towarzyskiego niż ten wspaniały czworonóg»” (s. 480). W cytacie tym wytrawny internauta może znaleźć źródło niszowego mema, porównującego bobrze żeremie sprzed dziesiątek tysięcy lat i lechicką ziemiankę z X wieku. I nic złego w takim wyśmiewaniu turbonacjonalizmu.

Z rozmaitych przyczyn zacofanie, bieda, niewykorzystane zasoby czy wielkie nierówności społeczne są częścią wschodnioeuropejskiej rzeczywistości tak w XVIII wieku, jak i dziś. Lecz wybitnie (choć pewnie nie wyłącznie) wschodnioeuropejskim fenomenem wyobraźni zbiorowej jest stopień internalizacji zachodnich hierarchii geograficznych i skorelowanych z nimi modeli rozwojowych. Po (niezbyt trudnej) dekonstrukcji stereotypów nacjonalizmu np. polskiego pozostają stereotypy wytworzone przez zachodnie Oświecenie. Ale po dekonstrukcji stereotypów zachodniego Oświecenia, zaproponowanej przez Larry’ego Wolffa, pozostaje już chyba tylko żmudna praca nad rzeczywistością.


1 L. Wolff, Wynalezienie Europy Wschodniej: Mapy cywilizacji w dobie Oświecenia, tłum. z ang. T. Bieroń, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2020, s. 648. W oryginale: Inventing Eastern Europe: The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment, Stanford University Press, Stanford 1994, s. 419.

2 M. Todorova, Bałkany wyobrażone, Wołowiec 1997/2014, s. 311.

3 Por. np. W. Kula, Teoria ekonomiczna ustroju feudalnego, Warszawa 1962.

4 A. Sosnowska, Zrozumieć zacofanie. Spory historyków o Europę Wschodnią (1947-1994). Warszawa 2004.

5 J. L. Abu-Lughod, Before European Hegemony: The World-System A.D. 1250-1350, Oxford 1989.

6 G. Delanty, Inventing Europe. Idea, Identity, Reality, Liverpool 1995, s. 92-94.

7 M. Todorova, op. cit., s. 19-55.

8 M. in. A. Świętochowski, A. Historia chłopów polskich, t. 1-2., Lwów 1925-28; kwerenda chłopska z lat 50.; S. Inglot (red.) Historia chłopów polskich, t. 1-3, Warszawa 1970-80; J. Sowa, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków 2011; film dokumentalny Piotra Brożka Niepamięć z 2015; K. Pobłocki, Chamstwo. Ludowa historia Polski,Wołowiec 2021; M. Rauszer, Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich. Warszawa 2020; A. Leszczyński, Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania. Warszawa 2020.

9 I. Wallerstein, Analiza systemów-światów: Wprowadzenie, Warszawa 2004/2007.

10 K. Marks, Kapitał, t. 1, Warszawa 1867/1951, s. 248-258.

... 0 komentarzy

Gdzie jest koniec historii ludowej?

Ukazała się wreszcie ludowa historia Polski – napisania podjął się Adam Leszczyński, chociaż potrzebę takiego przedsięwzięcia zaznaczano już dużo wcześniej. Stało się bardzo dobrze, idźcie do księgarni: jest warto. Nawet mimo że Ludowa historia Polski (2020) Leszczyńskiego nie będzie ostatnim słowem w tym temacie1. Jest to przede wszystkim dość wyczerpujące, ale i zwięzłe – z [...]

17 XI 2020

Ukazała się wreszcie ludowa historia Polski – napisania podjął się Adam Leszczyński, chociaż potrzebę takiego przedsięwzięcia zaznaczano już dużo wcześniej. Stało się bardzo dobrze, idźcie do księgarni: jest warto. Nawet mimo że Ludowa historia Polski (2020) Leszczyńskiego nie będzie ostatnim słowem w tym temacie1.

Jest to przede wszystkim dość wyczerpujące, ale i zwięzłe – z perspektywy obszerności tematu – ujęcie dziejów krzywdy chłopskiej. Historia ludowa to, zgodnie z ujęciem prekursora gatunku Howarda Zinna, autora Ludowej historii Stanów Zjednoczonych (1980/2016), dzieje dolnego 90% społeczeństwa2. Naturalnie, wchodzą w nie również dyskryminowane mniejszości narodowe, etniczne, religijne czy seksualne. Ale dominująca perspektywa jest większościowa i materialistyczna – wynikająca z prostego założenia, że pełna emancypacja większości wciąż się nie dokonała.

Tą większością do niedawna w Europie Wschodniej byli chłopi, a palący problem regionu stanowiła kwestia chłopska. Jest pewna symptomatyczna przesada, gdy przeważnie inteligenccy autorzy mówią o problematyce tej jako niezbadanej. Kto ma lepszą pamięć, ten pamięta dyskusję sprzed pięciu lat o Fantomowym ciele króla (2011) Jana Sowy i dokumencie Niepamięć (2015) Piotra Brożka3. Lecz mody intelektualne przychodzą i odchodzą, kwerendę chłopską z lat 50. czy opracowanie Historii chłopów polskich w latach 70. pod redakcją Stefana Inglota znają tylko wtajemniczeni, a sfera symboliczna zdominowana jest przez mity inteligenckie.

I o ile dzieje chłopstwa sprzed industrializacji przedstawione są w książce Leszczyńskiego wyśmienicie, to dziwi podejście autora do okresu Polski Ludowej4. Nie w aspekcie faktograficznym, okres ten jest wszak jego specjalnością. Stosunki pracy w Polsce Ludowej są jednak redukowane niemal wyłącznie do stalinistycznego i poststalinistycznego produktywizmu, określanego niedwuznacznie mianem wyzysku. Politykę socjalną i gospodarczą dekad 1944-89 Leszczyński sprowadza prawie tylko do gospodarki niedoborów. Zaś, przykładowo, masowość wczasów pracowniczych stanowi wzmiankę. Lub, by nie być drobiazgowym, fundamentalna rewolucja w poczuciu godności klas pracujących wspominana jest jedynie jako skuteczny argument w negocjacjach z władzą. Historie awansu społecznego ilustrowane są anegdotycznie dwiema biografiami (Stanisława Paszkowskiego i Zbigniewa Puzewicza). Krótkie wspomnienie rewolucji w dostępie do edukacji musiało już otrzymać kontrapunkt w postaci ponurych historii z hoteli robotniczych lat 50. W jaki sposób oddaje to sprawiedliwość sprzecznościom Polski Ludowej (i ludowej)? Czym taka narracja różni się od inteligenckiej perspektywy liberalnych historyków z Zachodu (i Wschodu)? Gdzie miejsce na różnorodne, często ze sobą i wewnętrznie sprzeczne głosy z ludu?

Leszczyński cytuje przeświadczenie Fernanda Braudela o historii jako doświadczeniu ciągłości, i to po to, by zakwestionować je w kontekście Europy Wschodniej – i ludu. Walter Benjamin byłby zgodny: „Historia uciskanych jest nieciągłością”5. Ale mniejsza już o rolę realnego socjalizmu jako osobliwego i ostatecznie nieudanego przerwania, do którego być może należało podejść inaczej niż jak do każdej kolejnej władzy, wobec której – zgodnie ze zrzędliwą nieco konwencją gatunkową historii ludowej – należą się tylko oskarżenia.

Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Ludowa historia Polski kończy się w roku 1989. Autor tłumaczy: „transformacja jest zbyt bliska i zbyt dobrze (oraz zbyt niedawno) opisana”6. Doprawdy? Minęło prawie 30 lat. Howard Zinn aktualizował swoją Ludową historię Stanów Zjednoczonych regularnie, doprowadzając ją do 2005 roku! Jakie obawy stały przed opisaniem walk klasy ludowej po 1989 roku? Być może niełatwo byłoby autorowi sformułować oskarżenia pod adresem władzy – trudno powiedzieć. Ale czy historia ludowa tego okresu jest faktycznie „zbyt dobrze […] opisana”? Jasne, mamy fragmentaryczne opracowania, zaczynając od fenomenalnego Prywatyzując Polskę Elizabeth Dunn7. Oczywiście, wiemy mniej-więcej, jaką rolę odegrałyby kolejne fale strajków robotników, pracujących w opiece czy rolników, beznadzieja masowego bezrobocia i strategie indywidualnego oporu w postaci emigracji do Europy Zachodniej, wraz ze wszystkimi wadami i dramatami nowego nomadyzmu.

Tyle że samo przedstawienie całości tych świeższych obrazów z perspektywy ludowej mogłoby pozwolić ograć historię (i politykę) elit. „Drogo okupuje nowoczesna klasa robotnicza każdy szczebel poznania swej historycznej misji. Golgota jej klasowego wyzwolenia pełna jest straszliwych ofiar” – pisała Róża Luksemburg8. Perspektywa zbawienia jest dziś jaka jest. Dobrze chociaż, że poprawia się poznanie dziejów pańszczyźnianego ucisku.


1A. Leszczyński (2020) Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania. Warszawa: WAB.

2H. Zinn (1980/2016) Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od roku 1492 do dziś. Warszawa: Krytyka Polityczna.

3J. Sowa (2011) Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą. Kraków: Universitas. P. Brożek (reż.) (2015) Niepamięć [film]. Polska.

4A. Leszczyński, Ludowa historia Polski…, s. 477-511.

5W. Benjamin (1991) Paralipomena zu den Thesen über den Begriff der Geschichte [w:] idem, Gesammelte Schriften, Bd. I, Heft 3. Red. R. Tiedemann, H. Schweppenhäuser. Frankfurt: Suhrkamp, s. 1236.

6A. Leszczyński, Ludowa historia Polski…, s. 528.

7E. Dunn (2008) Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy. Warszawa: Krytyka Polityczna.

8R. Luksemburg (1959) Kryzys socjaldemokracji (Broszura Juniusa), [w:] eadem, Wybór pism, t. 2, cz. III-IV. Warszawa: Książka i Wiedza, s. 268.

... 0 komentarzy